Letnie dni uciekają jak szalone. Lada moment będzie połowa sierpnia. A ja lenię się niemiłosiernie i próbuję radzić sobie z tymi tropikalnymi upałami. Kursuję między stolicą a Ostródą i korzytam z dobrodziejstw tej drugiej - słońce, jezioro, plaża. Choć jakby się zastananowić ,to po mojej opaleniźnie jakoś tego nie widać.
W międzyczasie, wraz z ostatnim dniem lipca, skończyłam 20 lat. Nie czuję się wcale inaczej, tylko ten brak "-naście" jest trochę przygnębiający. Cóż, teraz pójdzie już z górki.
Zaliczyliśmy też z A. przeprowadzkę do nowego, wynajmowanego mieszkania. Teraz dysponujemy 25m2. Aczkolwiek sam proces wspominam niezbyt miło. Nie mam pojęcia skąd nazbierało nam się tyle rzeczy. A przede wszystkim jak pomieściliśmy je na 20m2? Tego się już chyba nie dowiem.
Swoją drogą powinnam napisać Wam poradnik dotyczący przeprowadzek. Bo to strasznie męczący i wymagający proces. Dzięki Bogu my przenosiliśmy się bez mebli, dwie ulice dalej i na parter. Z własnym samochodem do dyspozycji . Ale było warto, bo w nowym mieszkaniu się zakochałam! Czuję, że będzie nam tam dobrze.
Podsumowując: jest pięknie!
Wkrótce wrócę z wpisami kosmetycznymi, słowo harcerza!
środa, 7 sierpnia 2013
środa, 17 lipca 2013
Projekt "101 w 1001"
Kiedy na kilku przypadkowych blogach spotkałam się z projektem "101 w 1001" od razu zapragnęłam stworzyć swoją listę.
Siadłam, więc z białą kartką i wytężałam umysł z całej siły.
Co chciałabym zrobić? Czego doświadczyć? Co zmienić?
Wbrew pozorom nie jest łatwo za jednym zamachem utworzyć taką listę, więc miałam kilka podejść. Poniżej prezentuję Wam moje wyzwania "101 w 1001", ale na początek...
O co tu chodzi?
Misją wyzwania jest stworzenie listy 101 przedsięwzięć, które należy zrealizować w 1001 dni, czyli niecałe 3 lata. Zadania powinny być szczegółowe i wymagać od nas jakiegoś, nawet długotrwałego wysiłku. Oczywiście muszą być też możliwe do osiągnięcia!
Dla własnej satysfakcji, a także dla "dowodu", postępy można dokumentować, np. poprzez zdjęcia. Nie jest to jednak konieczne.
Najistotniejszą zasadą jest bycie fair w stosunku do siebie.
Bo przecież robisz to dla siebie, nie dla kogoś innego!
Ramy czasowe
1001 dni, czyli niecałe 3 lata
Moja lista "101 w 1001"
dzień rozpoczęcia: 17 lipiec 2013
dzień zakończenia: 13 kwietnia 2016
ZDROWY TRYB ŻYCIA
1. zacząć biegać
2. przez 3 miesiące ćwiczyć przynajmniej 3x w tygodniu 0/92
3. zacząć planować posiłki
4. czarną herbatę zamienić na zieloną
5. wstawać codziennie ok. 8
6.
7. spróbować sushi
8. pić więcej wody!
9. przez miesiąc nie tknąć słodkich, gazowanych napojów 0/30
10. podszkolić się w pływaniu
11. pójść na basen 10 razy 0/10
12. pójdę do endokrynologa
13. spróbuję 10 nowych smaków herbat 0/10
14. spróbować 3 owoców, których nigdy nie jadłam 0/3
15. regularnie chodzić na fitness
SAMOROZWÓJ
16. bardziej pracować z kalendarzem
17. obejrzeć 5 filmów/seriali z angielskimi napisami 0/5
18. przeczytać 3 książki po angielsku 0/3
19. gotować 20 nowych potraw 0/20
20. przygotować w Exelu plan budżetowy
21. obejrzeć 300 filmów w tym przynajmniej 50 z listy IMDb 30/300 . 30/50
22. odwiedzić wszystkie miejsca z mojej 'warszawskiej listy' 2/10
23. nauczyć się rosyjskiego
24. zacząć jeździć samochodem
25. pójść do teatru
a) Teatr Buffo
b) Teatr Kwadrat
c) zobaczyć przedstawienie na Broadwayu
26. zobaczyć przedstawienie baletowe
27. założyć swoją książkę kucharską
28. Centrum Nauk Kopernik
29. wypełnić oświadczenie woli
30. bez skrępowania mówić po angielsku
31. znaleźć dorywczą pracy
32. odbyć ciekawy staż
33. zdobyć stypendium rektora na uczelni
34. zrobić certyfikat z angielskiego na poziomie C1
35. ukończyć studia I stopnia
36. napisać pracę inżynierską i obronić się na 5
37. rozpocząć studia magisterskie
38. stać się niezależną finansowo
39. podszkolę się w obróbce zdjęć
40. raz w miesiącu przez rok pójdę do kina 0/12
41. zrobię listę książek do przeczytania i filmów do obejrzenia
42. założę Pinterest
43. wytrzymać tydzień bez FB
44. być na 3 koncertach 0/3
45. przypomnieć sobie podstawy j. niemieckiego
46. zrobić jakiś ciekawy kurs
47. spróbować 5 dań, których jeszcze nigdy nie jadłam 0/5
48. zrobić sobie sesję zdjęciową
PRZESTRZEŃ ŻYCIOWA
49. wyrzucić/sprzedać/oddać wszystkie zbędne rzeczy
50. zrobić przegląd szafy i zostawić tylko to w czym dobrze wyglądam
51. mieć tylko ładną bieliznę
52. mieć własne mieszkanie
53. zrobić porządek w notatkach: papierowych i komputerowych 1/2
54. kupić skarbonkę
55. przygarnąć małego kotecka
56. wywołam i wsadzę do ramki zdjęcia z najbliższymi
57. zrobić porządek w skrzynce mejlowej
58. stosować techniki zarządzania czasem
59. udoskonalić techniki planowania
60. przeprowadzić się
61.
PODRÓŻE
62. lecieć samolotem
63. wybrać się na wakacje all inclusive
64. pojechać do Nowego Jorku
65. pojechać do Londynu
66. wejść na szczyt wieży Eiffla
67.wycieczka nad morze
68. pojadę do aquaparku
RELACJE
69. zaplanuję ślub idealny
70. przygotuję kolację przy świecach dla A.
71. sesja zdjęciowa z A.
72. zapniemy naszą kłódkę na moście miłości
73. raz w miesiącu wyjdziemy na randkę z prawdziwego zdarzenia
74. uśmiechnę się do 50 przypadkowych osób 0/50
75. pomogę potrzebującemu
76. codziennie dzwonić do rodziców
URODA
77. pójść do braffiterki
78. ograniczyć zbiory kosmetyczne do minimum
79. zrobić hybrydowy manicure
80. wybielić zęby
81. zrobić depilację woskiem
82.zacząć używać kremu z filtrem do twarzy
83. codziennie przez 2 miesiące nałożę balsam po kąpieli 0/62
84. nauczę się malować idealną kreskę eyelinerem
85. skompletować pędzle
86. znaleźć idealną czerwoną szminkę
87. nauczyć się 5 nowych fryzur 0/5
88. kupić podkład idealny
89. laserowa korekta wzroku
ZAKUPY
90. okulary korekcyjne, by codziennie nie męczyć oczu soczewkami
91. białe Conversy
92. dżinsy idealne
93. szczoteczka elektryczna
BLOGOWANIE
94. dbać o bloga, wrzucać regularnie posty i dopracować jego wygląd do perfekcji
95. zapoczątkować 3 nowe serie na blogu 0/3
96. samodzielnie zrobić szablon
97. będę mieć 1000 obserwatorów 17/1000
INNE
98. zrobić sobie zdjęcie w budce fotograficznej
99. przez kolejnych 6 miesięcy odkładać po 50 zł 0/6
100. wygrać coś
101. zrobię kolejną listę
Siadłam, więc z białą kartką i wytężałam umysł z całej siły.
Co chciałabym zrobić? Czego doświadczyć? Co zmienić?
Wbrew pozorom nie jest łatwo za jednym zamachem utworzyć taką listę, więc miałam kilka podejść. Poniżej prezentuję Wam moje wyzwania "101 w 1001", ale na początek...
O co tu chodzi?
Misją wyzwania jest stworzenie listy 101 przedsięwzięć, które należy zrealizować w 1001 dni, czyli niecałe 3 lata. Zadania powinny być szczegółowe i wymagać od nas jakiegoś, nawet długotrwałego wysiłku. Oczywiście muszą być też możliwe do osiągnięcia!
Dla własnej satysfakcji, a także dla "dowodu", postępy można dokumentować, np. poprzez zdjęcia. Nie jest to jednak konieczne.
Najistotniejszą zasadą jest bycie fair w stosunku do siebie.
Bo przecież robisz to dla siebie, nie dla kogoś innego!
Ramy czasowe
1001 dni, czyli niecałe 3 lata
Moja lista "101 w 1001"
dzień rozpoczęcia: 17 lipiec 2013
dzień zakończenia: 13 kwietnia 2016
ZDROWY TRYB ŻYCIA
1. zacząć biegać
2. przez 3 miesiące ćwiczyć przynajmniej 3x w tygodniu 0/92
3. zacząć planować posiłki
4. czarną herbatę zamienić na zieloną
5. wstawać codziennie ok. 8
6.
7. spróbować sushi
8. pić więcej wody!
9. przez miesiąc nie tknąć słodkich, gazowanych napojów 0/30
10. podszkolić się w pływaniu
11. pójść na basen 10 razy 0/10
12. pójdę do endokrynologa
13. spróbuję 10 nowych smaków herbat 0/10
14. spróbować 3 owoców, których nigdy nie jadłam 0/3
15. regularnie chodzić na fitness
SAMOROZWÓJ
16. bardziej pracować z kalendarzem
17. obejrzeć 5 filmów/seriali z angielskimi napisami 0/5
18. przeczytać 3 książki po angielsku 0/3
19. gotować 20 nowych potraw 0/20
20. przygotować w Exelu plan budżetowy
21. obejrzeć 300 filmów w tym przynajmniej 50 z listy IMDb 30/300 . 30/50
22. odwiedzić wszystkie miejsca z mojej 'warszawskiej listy' 2/10
23. nauczyć się rosyjskiego
24. zacząć jeździć samochodem
25. pójść do teatru
a) Teatr Buffo
b) Teatr Kwadrat
c) zobaczyć przedstawienie na Broadwayu
26. zobaczyć przedstawienie baletowe
27. założyć swoją książkę kucharską
28. Centrum Nauk Kopernik
29. wypełnić oświadczenie woli
30. bez skrępowania mówić po angielsku
31. znaleźć dorywczą pracy
32. odbyć ciekawy staż
33. zdobyć stypendium rektora na uczelni
34. zrobić certyfikat z angielskiego na poziomie C1
35. ukończyć studia I stopnia
36. napisać pracę inżynierską i obronić się na 5
37. rozpocząć studia magisterskie
38. stać się niezależną finansowo
39. podszkolę się w obróbce zdjęć
40. raz w miesiącu przez rok pójdę do kina 0/12
41. zrobię listę książek do przeczytania i filmów do obejrzenia
42. założę Pinterest
43. wytrzymać tydzień bez FB
44. być na 3 koncertach 0/3
45. przypomnieć sobie podstawy j. niemieckiego
46. zrobić jakiś ciekawy kurs
47. spróbować 5 dań, których jeszcze nigdy nie jadłam 0/5
48. zrobić sobie sesję zdjęciową
PRZESTRZEŃ ŻYCIOWA
49. wyrzucić/sprzedać/oddać wszystkie zbędne rzeczy
50. zrobić przegląd szafy i zostawić tylko to w czym dobrze wyglądam
51. mieć tylko ładną bieliznę
52. mieć własne mieszkanie
53. zrobić porządek w notatkach: papierowych i komputerowych 1/2
54. kupić skarbonkę
55. przygarnąć małego kotecka
56. wywołam i wsadzę do ramki zdjęcia z najbliższymi
57. zrobić porządek w skrzynce mejlowej
58. stosować techniki zarządzania czasem
59. udoskonalić techniki planowania
60. przeprowadzić się
61.
PODRÓŻE
62. lecieć samolotem
63. wybrać się na wakacje all inclusive
64. pojechać do Nowego Jorku
65. pojechać do Londynu
66. wejść na szczyt wieży Eiffla
67.wycieczka nad morze
68. pojadę do aquaparku
RELACJE
69. zaplanuję ślub idealny
70. przygotuję kolację przy świecach dla A.
71. sesja zdjęciowa z A.
72. zapniemy naszą kłódkę na moście miłości
73. raz w miesiącu wyjdziemy na randkę z prawdziwego zdarzenia
74. uśmiechnę się do 50 przypadkowych osób 0/50
75. pomogę potrzebującemu
76. codziennie dzwonić do rodziców
URODA
77. pójść do braffiterki
78. ograniczyć zbiory kosmetyczne do minimum
79. zrobić hybrydowy manicure
80. wybielić zęby
81. zrobić depilację woskiem
82.
83. codziennie przez 2 miesiące nałożę balsam po kąpieli 0/62
84. nauczę się malować idealną kreskę eyelinerem
85. skompletować pędzle
86. znaleźć idealną czerwoną szminkę
87. nauczyć się 5 nowych fryzur 0/5
88. kupić podkład idealny
89. laserowa korekta wzroku
ZAKUPY
90. okulary korekcyjne, by codziennie nie męczyć oczu soczewkami
91. białe Conversy
92. dżinsy idealne
93. szczoteczka elektryczna
BLOGOWANIE
94. dbać o bloga, wrzucać regularnie posty i dopracować jego wygląd do perfekcji
95. zapoczątkować 3 nowe serie na blogu 0/3
96. samodzielnie zrobić szablon
97. będę mieć 1000 obserwatorów 17/1000
INNE
98. zrobić sobie zdjęcie w budce fotograficznej
99. przez kolejnych 6 miesięcy odkładać po 50 zł 0/6
100. wygrać coś
101. zrobię kolejną listę
sobota, 6 lipca 2013
Vichy, Capital Soleil SPF 50+
Wstyd się przyznać, ale jakoś nigdy specjalnie nie przykładałam się do używania filtrów. Właściwie, to krem z filtrem SPF15 towarzyszył mi tylko na plaży, gdzie nałożyłam go raz na ciało i "z głowy". O twarzy zapominałam zupełnie, bo gdzież takim tłustym, białym kremem męczyć moją mieszaną cerę.
Ostatnio w mojej kosmetyczce wlądował w końcu krem z filtrem do twarzy Vichy. I to od razu z SPF 50+. Na lato idealnie. Z tego co się orientuję, jest to nowość na rynku, ja swój kupiłam w SuperPharm w cenie promocyjnej 37,79 zł. Cena regularna - 53,99.
Przy zakupie popełniłam dość znaczący błąd. Zamiast wybrać wersję do cery mieszanej, wzięłąm tą do cery normalnej i wrażliwej, więc wywołuje na mojej twarzy efekt delikatnego "błysku". Nie jest jednak tak źle, jak być mogło. Puder transparnetny załatwia sprawę.
Także przestrzegam: dokładnie przyjrzyjcie się opakowaniu przed zakupem!
Klasyczna plastikowa tubka mieści 50ml białego, całkiem treściwego kremu, o delikatnym, specyficznym dla tego typu kosmetyków zapachu.
Skład:
Water, Glycerin, Disopropyl Sebacate, Ethylhexyl Salicylate, Butyl Methoxydibenzoylmethane, Dimethicone, Alcohol Denat., Bis−Ethylhexyloxyphenol Methoxyphenyl Triazine, Octocrylene, Titanium Dioxide, Aluminum Starch Octenylsuccinate, Drometrizole Trisiloxane, Diethylhexyl Butamido Triazone, Stearic Acid, Triethanolamine, Potassium Cetyl Phosphante, Parfum / Fragrance, Synthetic Wax, Acrylates/C10−30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Aluminum Hydroxide, Caprylyl Glycol, Dimethicone, Disodium EDTA, Glyceryl Stearate, Palmitic Acid, PEG-100 Stearate, Phenoxyethanol, Sodium Hyaluronate, Terephthalylidene Dicamphor, Sulfonic Acid, Titanium Dioxide, Tocopherol, Xanthan Gum
Po nałożeniu delikatnie bieli twarz, ale momentalnie się wchłania. Tak jak wspominałam moja wersja pozostawia na twarzy delikatne świecenie. Jest idealny pod makijaż (oprócz niego nie mam potrzeby nakładania rano innego kremu), nie roluje się, nie zapycha.
Co do ochrony to muszę przyznać, że sprawdził się wtedy kiedy tego najbardziej potrzebowałam. Podczas jednodniowego wypadu do Starych Jabłonek na mistrzostwa w siatkówce plażowej, moja twarz była wystawiona na ekspozycję słońca praktycznie cały dzień. I co? Żadnego zaczerwienia, nawet na nosie, z którym zawsze miałam problem. Moje piegi też nie są aż tak olbrzymie jak miały w zwyczaju.
Krem jest hipoalergiczny i wodoodporny.
Jestem bardzo zadowolna i obiecuję, że ochrona przeciwsłoneczna stanie się moim nowym, dobrym nawykiem. Wiem, że moja skóra będzie mi wdzięczna.
A jakich kremów z filtrem Wy używacie?
Ostatnio w mojej kosmetyczce wlądował w końcu krem z filtrem do twarzy Vichy. I to od razu z SPF 50+. Na lato idealnie. Z tego co się orientuję, jest to nowość na rynku, ja swój kupiłam w SuperPharm w cenie promocyjnej 37,79 zł. Cena regularna - 53,99.
Przy zakupie popełniłam dość znaczący błąd. Zamiast wybrać wersję do cery mieszanej, wzięłąm tą do cery normalnej i wrażliwej, więc wywołuje na mojej twarzy efekt delikatnego "błysku". Nie jest jednak tak źle, jak być mogło. Puder transparnetny załatwia sprawę.
Także przestrzegam: dokładnie przyjrzyjcie się opakowaniu przed zakupem!
Klasyczna plastikowa tubka mieści 50ml białego, całkiem treściwego kremu, o delikatnym, specyficznym dla tego typu kosmetyków zapachu.
Skład:
Water, Glycerin, Disopropyl Sebacate, Ethylhexyl Salicylate, Butyl Methoxydibenzoylmethane, Dimethicone, Alcohol Denat., Bis−Ethylhexyloxyphenol Methoxyphenyl Triazine, Octocrylene, Titanium Dioxide, Aluminum Starch Octenylsuccinate, Drometrizole Trisiloxane, Diethylhexyl Butamido Triazone, Stearic Acid, Triethanolamine, Potassium Cetyl Phosphante, Parfum / Fragrance, Synthetic Wax, Acrylates/C10−30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Aluminum Hydroxide, Caprylyl Glycol, Dimethicone, Disodium EDTA, Glyceryl Stearate, Palmitic Acid, PEG-100 Stearate, Phenoxyethanol, Sodium Hyaluronate, Terephthalylidene Dicamphor, Sulfonic Acid, Titanium Dioxide, Tocopherol, Xanthan Gum
Po nałożeniu delikatnie bieli twarz, ale momentalnie się wchłania. Tak jak wspominałam moja wersja pozostawia na twarzy delikatne świecenie. Jest idealny pod makijaż (oprócz niego nie mam potrzeby nakładania rano innego kremu), nie roluje się, nie zapycha.
Krem jest hipoalergiczny i wodoodporny.
Jestem bardzo zadowolna i obiecuję, że ochrona przeciwsłoneczna stanie się moim nowym, dobrym nawykiem. Wiem, że moja skóra będzie mi wdzięczna.
A jakich kremów z filtrem Wy używacie?
piątek, 28 czerwca 2013
Yves Rocher i bławatkowy demakijaż
Przyznaję, sesja mnie pokonała. Poświęciłam się jej na tyle, że zupełnie zaniedbałam pewne sprawy w tym bloga, włosy i kontakty towarzyskie. Ale już po krzyku, pierwszy rok studiów inżynierskich za mną i nawet nie było tak źle. Jestem bardzo zadowolona z ostatecznych wyników, szczególnie, że ominie mnie kampania wrześniowa. Oficjalnie mam wakacje.
Co mówi producent?
Woda jednym gestem doskonale usuwa makijaż i zanieczyszczenia. Lekko żelowa konsystencja łagodzi i odświeża, idealna również dla wrażliwych oczu,
Skład
Aqua, Methylpropanediol, Centaurea Cyanus Flower Water, Poloxamer 184, Polyglyceryl-4 Caprate, Benzyl Alcohol, Phenoxyethanol, Oleth-20, Oleth-10, Acrylates/C 10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Sodium Hydroxide, Tetrasodium Edta, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate
Moja opinia:
Woda, a raczej lekki żel, bo na to wskazuje konsystencja, zamknięta jest w ładnej, zgrabnej plastikowej buteleczce o surprise surprise bławatkowym kolorze. Jako, że jest praktycznie transparentna, doskonale widać ile produktu nam jeszcze zostało.
Delikatny zapach jest wyczuwalny, nie drażniący. Nie ma tu sztucznych substancji zapachowych.
Jeśli chodzi o aplikację na wacik to tutaj należy uważać, żeby nie wylać zbyt dużo produktu, który z niego spłynie i w rezultacie się zmarnuje. Spowodowane jest to faktem, że żel bardzo powoli wchłania się w wacik i "dryfuje" na jego powierzchni.
Wody bławatkowej używam tylko do demakijażu oczu i w tej roli sprawdza się naprawdę nieźle. Jest to jeden ze skuteczniejszych tego typu produktów z jakimi miałam do czynienia. Nie podrażnia oczu, choć moje są bardzo wrażliwe (dodatkowo noszę soczewki). Może nie zmywa jednym gestem jak obiecuje producent, ale męczyć się przy tym nie trzeba.
Bardzo dużym plusem jest tutaj wydajność. Przy codziennym używaniu, od początku maja zużyłam nieco ponad połowę.
Pamiętajmy też, że jest to produkt ekologiczny i pozbawiony parabenów.
Cena: 21 zł/200ml (ja kupiłam go za ok. 12 zł, więc polecam polować na promocje)
Ocena: 4,5/5
Używałyście?
***
Dziś obiecana recenzja wody bławatkowej z Yves Rocher z linii Pur Bleuet.Co mówi producent?
Woda jednym gestem doskonale usuwa makijaż i zanieczyszczenia. Lekko żelowa konsystencja łagodzi i odświeża, idealna również dla wrażliwych oczu,
Skład
Aqua, Methylpropanediol, Centaurea Cyanus Flower Water, Poloxamer 184, Polyglyceryl-4 Caprate, Benzyl Alcohol, Phenoxyethanol, Oleth-20, Oleth-10, Acrylates/C 10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Sodium Hydroxide, Tetrasodium Edta, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate
Moja opinia:
Woda, a raczej lekki żel, bo na to wskazuje konsystencja, zamknięta jest w ładnej, zgrabnej plastikowej buteleczce o surprise surprise bławatkowym kolorze. Jako, że jest praktycznie transparentna, doskonale widać ile produktu nam jeszcze zostało.
Delikatny zapach jest wyczuwalny, nie drażniący. Nie ma tu sztucznych substancji zapachowych.
Jeśli chodzi o aplikację na wacik to tutaj należy uważać, żeby nie wylać zbyt dużo produktu, który z niego spłynie i w rezultacie się zmarnuje. Spowodowane jest to faktem, że żel bardzo powoli wchłania się w wacik i "dryfuje" na jego powierzchni.
Wody bławatkowej używam tylko do demakijażu oczu i w tej roli sprawdza się naprawdę nieźle. Jest to jeden ze skuteczniejszych tego typu produktów z jakimi miałam do czynienia. Nie podrażnia oczu, choć moje są bardzo wrażliwe (dodatkowo noszę soczewki). Może nie zmywa jednym gestem jak obiecuje producent, ale męczyć się przy tym nie trzeba.
Bardzo dużym plusem jest tutaj wydajność. Przy codziennym używaniu, od początku maja zużyłam nieco ponad połowę.
Pamiętajmy też, że jest to produkt ekologiczny i pozbawiony parabenów.
Cena: 21 zł/200ml (ja kupiłam go za ok. 12 zł, więc polecam polować na promocje)
Ocena: 4,5/5
Używałyście?
poniedziałek, 20 maja 2013
Jak przetrwać sesję? Subiektywny mini poradnik.
Sesja. Słowo wywołujące reakcję alergiczną u każdego studenta. Nasila się ona wraz z końcem stycznia oraz początkiem czerwca. Wtedy wali się głową w ścianę, obgryza paznokcie, zarywa noce i rzuca notatkami.
Wprawdzie jestem dopiero na pierwszym roku, ale na podstawie doświadczeń własnych oraz znajomych jestem gotowa do stworzenia tego subiektywnego mini poradnika, który wraz z kolejnymi dniami zyska na aktualności.
1. Po pierwsze kalendarz sesyjny!
Będzie to punkt wyjściowy Twoich przygotowań do egzaminów. Kalendarz w którym zapisujesz wizyty u dentysty, piwne czwartki i urodziny cioci się nie liczy. Stwórz osobną kartkę, na której wypiszesz każdy egzamin czy zaliczenie przedmiotu wraz z dokładną datą i godziną. Im bardziej kolorowa i kreatywna tym lepiej. Powieś w widocznym miejscu. Miejsce pierwsze w rankingu zajmuje lodówka.
2. Zadbaj o odpowiednią artylerię
I nie chodzi tu tylko o notatki (je także skompletuj i posegreguj!). Wygrzeb wszelkie kolorowe flamastry, cienkopisy, zakreślacze. Im bardziej kolorowe notatki tym większa szansa na efektywną naukę - szczególnie, gdy jesteś wzrokowcem. Miej pod ręką również wszelkie pomoce: wzory, kalkulatory i inne takie.
3. Wymyśl nagrodę
Czyli motywujemy się. A nic nas, kobiet, nie pobudzi do działania tak jak obietnica nagrody, którą będzie nowa para butów i/lub torebka i/lub ta piękna szminka którą ostatnio macałaś. Oczywiście tylko w przypadku jak będziesz grzeczna, czyli przyłożysz się do nauki.
4. Zawczasu ogarnij przestrzeń życiową
Bałagan rozprasza. Czy Wy też obsesyjnie sprzątacie w momencie kiedy czas siadać do książek?
5. Prowiant
Jedzenie to jedna z najważniejszych przyjemności w życiu studenta (zaraz po alkoholu - podobno). Zadbaj więc o odpowiednią ilość prowiantu, która pozwoli Twoim szarym komórkom utrzymać odpowiedni poziom energetyczny. Jedna tabliczka czekolady przy tak dużym wysiłku jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Aha. Kawę i energetyki zastąp owocowymi smootie. Dają zdecydowanie większego kopa.
6. Rozpraszacze out!
Fejsbukowi mówimy nie. Serialom też (no, oprócz tej 45 minutowej przerwy w nauce kiedy jest czas na nadrobienie ostatniego odcinka Chirurgów czy TVD). Instagram, YT, Twitter itd.- to wszystko też jest na czarnej liście Wyłącz wszelkie powiadomienia. Najlepiej odetnij się od internetu. Przecież przez godzinę świat się nie skończy.
7. Nie zostawiaj wszystkiego na ostatnią chwilę
Studenci uczący się systematycznie są jak jednorożce - nie istnieją. Wierzcie mi, ja też próbowałam. Mimo wszystko trzeba dać sobie odpowiednią ilość czasu na przyswojenie materiału. Wiem, że są ludzie uczący się noc przed egzaminem, i co najlepsze z pozytywnym skutkiem, ale po co Ci takie nerwy? By tego uniknąć zaczynamy od punktu 1. poradnika
8. Znajdź swój talizamn
Niech to będzie miś/breloczek/bransoletka/kamyczek od Ukochanego/przyjaciółki/mamy, dzięki któremu wmówisz sobie, że będzie dobrze. To da Ci minimalny komfort psychiczny. (Ale nie licz na to, że talizman bez Twojego odpowiedniego wkładu odwali za Ciebie całą robotę. Nie, nie, nie,takich cudów nie ma.
9. Zrób rozeznanie
Dowiedz się wszystkiego o przeciwniku, dowiedz się jakie pytania padały w poprzednich latach/innych grupach - każda informacja może się przydać. A nuż widelec trafisz na gotowca, a nawet jeśli nie to poćwiczysz materiał.
Studia uczą kombinowania, zdecydowanie.
10. Wyluzuj
"Nie samą nauką człowiek żyje" czy "Bez spiny są drugie terminy" to motta, które powinny być gdzieś tam z tyłu głowy. Wyjdź gdzieś (choćby po kolejną porcję przekąsek do sklepu), zrelaksuj się i nie daj się zwariować. Jak nie ten termin to następny.
***
To by było na tyle. Wracam do książek. Ogólnie naszła mnie ostatnio refleksja, że wybrałam idealny moment na rozpoczęcie przygody z blogowaniem. Czas zaliczeń, zbliżającej się sesji nie pozwala mi na doprowadzenie tego miejsca do stanu jaki sobie wymarzyłam czy regularnego dodawania wpisów. Ale jak tylko się uporam z tym co powinno być priorytetem, ogarnę ten cały burdel. A mam co robić.
Pozdrawiam i życzę owocnej nauki.
Jeśli macie swoje sprawdzone sposoby na przetrwanie egzaminacyjnej gorączki, koniecznie dajcie znać!
Wprawdzie jestem dopiero na pierwszym roku, ale na podstawie doświadczeń własnych oraz znajomych jestem gotowa do stworzenia tego subiektywnego mini poradnika, który wraz z kolejnymi dniami zyska na aktualności.
weheartit.com
Jak przetrwać sesję?
((zredagowała Carol)
1. Po pierwsze kalendarz sesyjny!
Będzie to punkt wyjściowy Twoich przygotowań do egzaminów. Kalendarz w którym zapisujesz wizyty u dentysty, piwne czwartki i urodziny cioci się nie liczy. Stwórz osobną kartkę, na której wypiszesz każdy egzamin czy zaliczenie przedmiotu wraz z dokładną datą i godziną. Im bardziej kolorowa i kreatywna tym lepiej. Powieś w widocznym miejscu. Miejsce pierwsze w rankingu zajmuje lodówka.
2. Zadbaj o odpowiednią artylerię
I nie chodzi tu tylko o notatki (je także skompletuj i posegreguj!). Wygrzeb wszelkie kolorowe flamastry, cienkopisy, zakreślacze. Im bardziej kolorowe notatki tym większa szansa na efektywną naukę - szczególnie, gdy jesteś wzrokowcem. Miej pod ręką również wszelkie pomoce: wzory, kalkulatory i inne takie.
3. Wymyśl nagrodę
Czyli motywujemy się. A nic nas, kobiet, nie pobudzi do działania tak jak obietnica nagrody, którą będzie nowa para butów i/lub torebka i/lub ta piękna szminka którą ostatnio macałaś. Oczywiście tylko w przypadku jak będziesz grzeczna, czyli przyłożysz się do nauki.
4. Zawczasu ogarnij przestrzeń życiową
Bałagan rozprasza. Czy Wy też obsesyjnie sprzątacie w momencie kiedy czas siadać do książek?
5. Prowiant
Jedzenie to jedna z najważniejszych przyjemności w życiu studenta (zaraz po alkoholu - podobno). Zadbaj więc o odpowiednią ilość prowiantu, która pozwoli Twoim szarym komórkom utrzymać odpowiedni poziom energetyczny. Jedna tabliczka czekolady przy tak dużym wysiłku jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Aha. Kawę i energetyki zastąp owocowymi smootie. Dają zdecydowanie większego kopa.
6. Rozpraszacze out!
Fejsbukowi mówimy nie. Serialom też (no, oprócz tej 45 minutowej przerwy w nauce kiedy jest czas na nadrobienie ostatniego odcinka Chirurgów czy TVD). Instagram, YT, Twitter itd.- to wszystko też jest na czarnej liście Wyłącz wszelkie powiadomienia. Najlepiej odetnij się od internetu. Przecież przez godzinę świat się nie skończy.
7. Nie zostawiaj wszystkiego na ostatnią chwilę
Studenci uczący się systematycznie są jak jednorożce - nie istnieją. Wierzcie mi, ja też próbowałam. Mimo wszystko trzeba dać sobie odpowiednią ilość czasu na przyswojenie materiału. Wiem, że są ludzie uczący się noc przed egzaminem, i co najlepsze z pozytywnym skutkiem, ale po co Ci takie nerwy? By tego uniknąć zaczynamy od punktu 1. poradnika
8. Znajdź swój talizamn
Niech to będzie miś/breloczek/bransoletka/kamyczek od Ukochanego/przyjaciółki/mamy, dzięki któremu wmówisz sobie, że będzie dobrze. To da Ci minimalny komfort psychiczny. (Ale nie licz na to, że talizman bez Twojego odpowiedniego wkładu odwali za Ciebie całą robotę. Nie, nie, nie,takich cudów nie ma.
9. Zrób rozeznanie
Dowiedz się wszystkiego o przeciwniku, dowiedz się jakie pytania padały w poprzednich latach/innych grupach - każda informacja może się przydać. A nuż widelec trafisz na gotowca, a nawet jeśli nie to poćwiczysz materiał.
Studia uczą kombinowania, zdecydowanie.
10. Wyluzuj
"Nie samą nauką człowiek żyje" czy "Bez spiny są drugie terminy" to motta, które powinny być gdzieś tam z tyłu głowy. Wyjdź gdzieś (choćby po kolejną porcję przekąsek do sklepu), zrelaksuj się i nie daj się zwariować. Jak nie ten termin to następny.
***
To by było na tyle. Wracam do książek. Ogólnie naszła mnie ostatnio refleksja, że wybrałam idealny moment na rozpoczęcie przygody z blogowaniem. Czas zaliczeń, zbliżającej się sesji nie pozwala mi na doprowadzenie tego miejsca do stanu jaki sobie wymarzyłam czy regularnego dodawania wpisów. Ale jak tylko się uporam z tym co powinno być priorytetem, ogarnę ten cały burdel. A mam co robić.
Pozdrawiam i życzę owocnej nauki.
Jeśli macie swoje sprawdzone sposoby na przetrwanie egzaminacyjnej gorączki, koniecznie dajcie znać!
środa, 15 maja 2013
Essie, czyli Arbuzowe Love
Przed lakierami marki Essie wzbraniałam się długo. No dobra, może i wzdychałam do nich w czasie wycieczek do SP, ale cena (35zł!) skutecznie mnie odstraszała. I oto nadszedł dzień promocji w SP: ok 26 zł z buteleczkę. "Cóż, to też dużo" - pomyślała studentka. Pokręciłam się wokół szafy Essie, pomacałam trochę i jakimś dziwnym zrządzeniem losu w koszyku znalazł się on, mój pierwszy Essie w odcieniu Watermelon, który "mrugał" do mnie za każdym razem, jak się tylko widzieliśmy.
I co i co i co?
Krótko: jestem zachwycona!
Bardziej szczegółowo:
Przede wszystkim uwielbiam ten kolor: może nie do końca arbuzowy, ale bardziej malinowo-czerwony, ma w sobie też nieco z fuksji (??). Idealny na lato!
Szeroki, precyzyjny pędzelek umożliwia szybki pokrycie płytki bez smug. A pigmentacja? Byłam w szoku, bo wystarczy jedna warstwa lakieru do całkowitego krycia, nie ma prześwitów. Schnie błyskawicznie - za to duży plus.
Ale przede wszystkim jestem pod wrażeniem trwałości. Na moich paznokciach (które wcale nie są w dobrej kondycji) 'arbuzik' pięknie trzymał się 5 dni. Starły się jedynie końcówki, co jest naturalnym efektem 'nieoszczędzania rąk".
Wad nie widzę. No może poza ceną, ale od czego są promocję?
Zdecydowanie nie żałuję tych 26 zł i co więcej muszę się wybrać do Hebe, gdzie również kuszą essiakową promocją.
A tak na poważnie, to stwierdziłam, że czas w końcu przekonać się na własnej skórze czy lakiery te są takim fenomenem jak wszyscy mówią.
I co i co i co?
Krótko: jestem zachwycona!
Bardziej szczegółowo:
Przede wszystkim uwielbiam ten kolor: może nie do końca arbuzowy, ale bardziej malinowo-czerwony, ma w sobie też nieco z fuksji (??). Idealny na lato!
Szeroki, precyzyjny pędzelek umożliwia szybki pokrycie płytki bez smug. A pigmentacja? Byłam w szoku, bo wystarczy jedna warstwa lakieru do całkowitego krycia, nie ma prześwitów. Schnie błyskawicznie - za to duży plus.
Ale przede wszystkim jestem pod wrażeniem trwałości. Na moich paznokciach (które wcale nie są w dobrej kondycji) 'arbuzik' pięknie trzymał się 5 dni. Starły się jedynie końcówki, co jest naturalnym efektem 'nieoszczędzania rąk".
Wad nie widzę. No może poza ceną, ale od czego są promocję?
Zdecydowanie nie żałuję tych 26 zł i co więcej muszę się wybrać do Hebe, gdzie również kuszą essiakową promocją.
środa, 8 maja 2013
Smakołyki z Niemiec: Balea
Uf, pierwszy naukowy zryw już za mną, przez kolejny tydzień mam względny spokój. Aczkolwiek, żeby nie zostawiać wszystkiego na ostatnią chwilę muszę się w końcu zabrać z 'sesyjny kalendarz'. Ciężkie jest życie studenta.
Po powrocie z majówki moja walizka była cięższa nie tylko o domowe jedzenie (nie bez powodu nazywają nas 'słoikami' :D), wiosenno-letni ekwipunek , ale również coś kosmetycznego, i to zza zachodniej granicy.
Marka Balea jest dostępna w sieci drogerii DM, czyli w Niemczech, Austrii, Czechach, na Słowacji i jeszcze kilku innych krajach. W sumie na liście jest 11 europejskich państw. Ale nie Polska.
A jak się nie może czegoś mieć, to ochota jest jeszcze większa, szczególnie, że blogosfera nie szczędzi zachwytów nad marką.
Tak więc uruchomiłam kontakty, złożyłam zamówienie i oto są: szalone zakupy za mniej niż 20 zł.
Po powrocie z majówki moja walizka była cięższa nie tylko o domowe jedzenie (nie bez powodu nazywają nas 'słoikami' :D), wiosenno-letni ekwipunek , ale również coś kosmetycznego, i to zza zachodniej granicy.
Marka Balea jest dostępna w sieci drogerii DM, czyli w Niemczech, Austrii, Czechach, na Słowacji i jeszcze kilku innych krajach. W sumie na liście jest 11 europejskich państw. Ale nie Polska.
A jak się nie może czegoś mieć, to ochota jest jeszcze większa, szczególnie, że blogosfera nie szczędzi zachwytów nad marką.
Tak więc uruchomiłam kontakty, złożyłam zamówienie i oto są: szalone zakupy za mniej niż 20 zł.
Nie byłabym sobą, gdybym 'nie zachciała' wypróbować podobno fantastycznych produktów do włosów: Odżywki "Kokos i Mleko" do włosów farbowanych oraz Malinowego Szamponu. Włosów nie farbuję od 2 lat, ale mimo to skusił mnie ten kokosowy zapach. I nie myliłam się, bo aromat jest obłędny! Z resztą malinowy szampon też pachnie przecudnie. Nie będę się łudzić, że zapach będzie się utrzymywał na włosach, no ale.. Pierwsze testy jak tylko wykończę obecnie używane produkty.
Dalej, klasyka - żele pod prysznic: znów kokos i limitowana edycja o zapachu mango.
Do tego krem do rąk o zapach owoców leśnych, o którym już mogę wstępnie powiedzieć, że jest średniakiem. Chociaż przy mojej wysuszonej na wiór skórze, niewiele specyfików radzi sobie tak jak bym chciała.
Będzie wielkie testowanie i oczywiście recenzje. I can't wait!
Znacie, lubicie?
Subskrybuj:
Posty (Atom)